A tutaj coś na poprawę humoru :)
Anglik, Amerykanin i Rosjanin zakładają się, kto opowie największą bzdurę.
- Dżentelmen z Londynu... - rozpoczyna Anglik - przepłynął Atlantyk w zwykłej wannie.
- Dżentelmen z Bostonu... - przebija Amerykanin - skoczył z otwartym parasolem z dachu wieżowca i cały czas paląc cygaro wylądował bezpiecznie na ziemi.
Zabiera głos Rosjanin:
- Dżentelmen z Moskwy...
- Wygrałeś - mówi Anglik.
- Wygrał - zgadza się Amerykanin.
- Wyobraź sobie, że jedziesz sobie samochodem o stałej prędkości, po prawej stronie masz przepaść, po lewej jedzie samochód straży pożarnej zachowując tą samą prędkość co ty. Przed tobą biegnie świnia wielkości twojego samochodu a za tobą tuż nad ziemią leci helikopter. Co należy zrobić, żeby się zatrzymać?
- Zsiąść z karuzeli i ustąpić miejsca komuś młodszemu.
Kowalska przez całe życie zadręczała swego męża. Kiedy wreszcie zmarł zatęskniła za nim. Wynajęła medium aby wywołał jego ducha, co też się udało.
- Mężu, czy to naprawdę ty? - pyta Kowalska.
- Tak duszko, to ja.
- I jak ci jest na tamtym świecie?
- Bardzo dobrze.
- Lepiej niż przy mnie?
- Znacznie lepiej.
- To opowiedz mi jak wygląda życie w raju.
- Kiedy ja wcale nie jestem w raju...
Studenci poszli na egzamin. Profesor mówi:
- Mam dwa pytania. Jak ja się nazywam i z czego jest ten egzamin?
Studenci spojrzeli po sobie:
- Cholera! A mówili, że z niego jest taki luzak!!!
Ksiądz i rabin mieli zderzenie czołowe. Kiedy opadł pył - masakra. Samochodów właściwie nie ma... Z jednego wysiada rabin, lekko potłuczony. Z drugiego ksiądz - parę siniaków. Patrzą na siebie, na samochody - niedowierzanie...
Rabin mówi do księdza:
- To niemożliwe, że żyjemy.
- No właśnie - to musi być znak od Szefa.
- Tak, to znak od szefa, żebyśmy się wreszcie pogodzili.
- Tak, koniec waśni między religiami - decyduje ksiądz.
Rabin (wyciąga piersiówkę):
- Napijmy się, żeby to uczcić.
Ksiądz wziął butelkę, pociagnął parę łyków i oddal rabinowi. Rabin nie napiwszy się zakręcił butelkę i schował.
- A ty?
- A ja poczekam, aż przyjedzie policja!
Super balanga u faceta mieszkającego w willi. Impreza na całego, a tu jedna panienka przychodzi z rottweilerem, który nie lubi towarzystwa po alkoholu, jak to zresztą zwykle wszystkie pieski w ogólności, a rottweilery w szczególności. Ktoś proponuje przerzucić rottweilera przez siatkę na posesję sąsiada, który wyjechał, co by nie bruździł (rottweiler, nie sąsiad - ma się rozumieć). Na to gospodarz imprezy:
- Niech was ręka boska broni! Tam mieszka taki jamnik, oczko w głowie mojego sąsiada. Jak się by Maksiowi co stało, to by mnie Józek chyba zabił!
Towarzystwo bawi się dalej, ale koło północy rottweiler naprawdę lekko dziabnął jednego z gości i po cichutku został przerzucony przez płot do sąsiada. Rano, gdy wszyscy jeszcze spali, gospodarz balangi otwiera na fullkacu bramę, co by po piwko skoczyć i co widzi?
Pekający z dumy rottweiler z uwalanym ziemią, bardzo martwym jamnikiem w pysku.
- O kurcze, Józek mnie zabije, jak ja mu się wytłumaczę?!!! - gospodarz wpada w panikę.
Towarzystwo wprawdzie skacowane, ale pełne poczucia winy i chęci uchronienia swego gospodarza przed morderczymi zapędami Józka - fanatyka jamników. Inkryminowany jamnik-denat ląduje w wannie, gdzie za pomocą szamponu, cocolino, suszarki i szczotki do włosów gospodarza przywrócona zostaje mu dawna forma i świetność. Póki jeszcze się nie rozwidniło na dobre, corpus delicti jamnika ląduje na ganku sąsiada na swym stałym, ulubionym miejscu w koszu. Towarzystwo się rozjeżdża. Koło południa wraca sąsiad. Gospodarz imprezy jakby nigdy nic.
Po jakichś dziesięciu minutach przychodzi sąsiad. Blady jakiś taki i bardzo niewyraźny.
- Eee, słuchaj, tego... nie widziałeś czasem, łaził kto może u mnie wczoraj po posesji?
- Wykluczone Józek!
- Na pewno?
- Na sto procent! Wiesz, było u mnie parę osób, prawie całą noc robiliśmy grilla w ogrodzie, niemożliwe, żebyśmy nie zauważyli, jakby kto się do ciebie chciał włamać. A co? Zginęło ci coś, czy jak?
- Eee nie, tylko wiesz, dwa dni temu pochowałem Maksia tam, pod różami, a teraz... No chodź i sam zobacz.... Albo wiesz, idź lepiej sam, a ja tu chwilę posiedzę u ciebie...
W biurze pyta kolega kolegę:
- Co wycinasz z gazety?
- Notatkę o tym, jak mąż zamordował żonę, bo mu stale przeszukiwała kieszenie...
- I co masz zamiar zrobić z tym wycinkiem?
- Schowam do kieszeni!
Główny Urząd Ceł postanowił przeprowadzić ankietę wśród celników na temat łapówkarstwa. Jedno z pytań zadawanych przez komisję brzmiało: "Ile czasu potrzebujesz, aby za łapówki kupić BMW ?"
Celnik na polsko-niemieckiej granicy odpowiada:
- Dwa, trzy miesiące.
Celnik na polsko-czeskiej granicy:
- No, z pół roku.
Celnik ze "ściany wschodniej" po dłuższym zastanowieniu:
- Dwa, trzy lata.
Komisja zadziwiona:
- Tak długo?
Celnik ze "ściany wschodniej":
- Chłopaki, nie przesadzajcie, BMW to w końcu duża firma...
- Jasiu, jaki jest twój ulubiony pisarz?
- Tadeusz Kościuszko.
- Ale przecież Tadeusz Kościuszko nie napisał ani jedniej książki!
- No właśnie.
Informatyk wsiada do taksówki.
Kierowca pyta go:
- Pod jaki adres jedziemy?
- 192.168.4.1
Pewien bogaty facet chciał się dowiedzieć, jak wykreować swój image. Poszedł więc po radę do Klubu Nowobogackich. Prezes pyta go:
- Masz najnowszy model BMW?
- Nie.
- A dwupiętrową willę?
- No... nie...
- To może chociaż złoty łańcuch wysadzany diamentami?
- Też nie.
- To co mi głowę zawracasz! Jak będziesz to miał, to pogadamy.
Facet łapie za komórkę i dzwoni do służącego:
- Janie, każ natychmiast sprzedać nasze samochody i kup ten tani niemiecki szajs, którym ostatnio wszyscy jeżdżą.
- Tak jest, proszę pana.
- I każ zburzyć dwa górne piętra mojego pałacu.
- Dobrze, proszę pana.
- No i zabierz Burkowi obrożę i przywieź mi tu ją prędko...
Spotykają się trzy bociany, stary, średni i bardzo młody i rozmawiają o tym jak spędzały ostatni tydzień.
- Ja uszczęśliwiałem staruszków w Krakowie - mówi stary.
- Ja uszczęśliwiałem trzydziestolatków w Warszawie - mówi średni.
A najmłodszy:
A ja straszyłem studentów w Poznaniu.